Jak wygrać każdą kłótnię

W swoim dziele z 1936 roku Jak zdobyć przyjaciół i wpłynąć na ludzi, obecnie jednej z najlepiej sprzedających się książek wszech czasów, Dale Carnegie napisał: „Doszedłem do wniosku, że istnieje tylko jeden sposób pod niebiosa, aby uzyskać najlepsze wyniki w kłótni – a jest nim unikanie jej. Unikaj jej tak, jak unikałbyś grzechotników i trzęsień ziemi”. Ta awersja do argumentów jest powszechna, ale opiera się na błędnym poglądzie na argumenty, który powoduje głębokie problemy w naszym życiu osobistym i społecznym – i na wiele sposobów mija się z celem argumentowania w pierwszej kolejności.

Carnegie miałby rację, gdyby argumenty były walkami, a tak właśnie często o nich myślimy. Podobnie jak walki fizyczne, walki słowne mogą pozostawić obie strony zakrwawione. Nawet jeśli wygrasz, nie skończysz lepiej. Twoje perspektywy byłyby prawie tak samo ponure, gdyby kłótnie były nawet tylko zawodami – jak, powiedzmy, turnieje tenisowe. Para przeciwników uderza piłeczkę tam i z powrotem, aż spośród wszystkich uczestników wyłoni się jeden zwycięzca. Wszyscy inni przegrywają. Ten rodzaj myślenia jest powodem, dla którego tak wielu ludzi stara się unikać kłótni, zwłaszcza o politykę i religię.

Takie spojrzenie na kłótnie podważa również rozsądek. Jeśli postrzegasz rozmowę jako walkę lub zawody, możesz wygrać oszukując, o ile nie zostaniesz przyłapany. Chętnie przekonujesz ludzi, używając złych argumentów. Nie masz nic przeciwko temu, by im przerywać. Możesz nazywać ich poglądy szalonymi, głupimi, głupimi lub śmiesznymi, możesz też żartować z tego, jakimi są ignorantami, jak są niscy lub jak małe mają ręce. Żadna z tych sztuczek nie pomoże ci zrozumieć ich, ich stanowisk lub kwestii, które was dzielą, ale mogą pomóc ci wygrać – w jeden sposób.

Jest lepszy sposób na wygrywanie argumentów. Wyobraź sobie, że Ty popierasz podniesienie płacy minimalnej w naszym stanie, a ja nie. Jeśli krzykniesz „Tak”, a ja krzyknę „Nie”, wtedy zobaczysz mnie jako egoistę, a ja zobaczę cię jako bezmyślnego. Żaden z nas niczego się nie uczy, więc ani nie rozumiemy, ani nie szanujemy siebie nawzajem, nie mamy podstaw do kompromisu czy współpracy. Dla kontrastu, załóżmy, że ty podajesz rozsądny argument: że pracownicy etatowi nie powinni żyć w ubóstwie. Wtedy ja odpowiadam innym rozsądnym argumentem: że wyższa płaca minimalna zmusi firmy do zatrudniania mniejszej liczby osób na krótszy czas. Teraz możemy zrozumieć stanowiska drugiej strony i uznać nasze wspólne wartości, ponieważ obaj troszczymy się o potrzebujących pracowników.

A co, jeśli w końcu przekonasz mnie, że powinniśmy podnieść płacę minimalną, ponieważ istnieją sposoby, aby to zrobić bez tworzenia bezrobocia lub niedostatecznego zatrudnienia? Kto wygrał? Skończyłeś dokładnie w tej samej pozycji, w której zacząłeś, więc nie „wygrałeś” niczego, może z wyjątkiem niewielkiej, przelotnej radości z pokonania mnie. Z drugiej strony, ja zyskałem bardzo wiele: dokładniejsze przekonania, mocniejsze dowody i głębsze zrozumienie problemów, Ciebie i siebie. Jeśli tym, czego chciałem, była prawda, rozum i zrozumienie, to dostałem to, czego chciałem. W ten sposób wygrałem. Zamiast mieć do Ciebie pretensje, że mnie pokonałeś, powinienem Ci podziękować za to, że mi pomogłeś. Ta pozytywna reakcja podważa powszechne postrzeganie kłótni jako walki lub zawodów, jednocześnie wzmacniając nasze osobiste relacje.

Oczywiście, wiele dyskusji nie jest tak udanych. Nie możemy uczyć się od naszych rozmówców, jeśli nie słuchamy ich cierpliwie lub nie ufamy, że wyrażają swoje prawdziwe wartości. Konstruktywna rozmowa staje się niemożliwa – a przynajmniej o wiele trudniejsza – jeśli żadna ze stron nie podaje argumentów lub uzasadnienia swojego stanowiska. Błędna tendencja do unikania argumentów, jak to robił Carnegie, wynika z niezrozumienia sensu kłótni, która ma na celu docenienie siebie nawzajem i wspólną pracę. Rosnącą polaryzację polityczną w Stanach Zjednoczonych i na całym świecie można w tej mierze przypisać nieumiejętności podawania, oczekiwania i doceniania argumentów.

Przyznać trzeba, że wiele argumentów jest złych. Udają one, że podają powody, nie przedstawiając tak naprawdę niczego, co zasługiwałoby na to miano. Kiedy ktoś argumentuje po prostu: „Musisz się mylić, bo jesteś głupi (albo liberalny czy konserwatywny)”, tak naprawdę nie podaje żadnego uzasadnienia dla swojego wniosku. Mimo to musimy być ostrożni, by nie oskarżać przeciwników o takie błędy zbyt szybko. Nikt nie skorzysta, jeśli przeinaczę twoje stanowisko, a następnie zaatakuję je zaciekle, lub jeśli będę ci przerywał tak, że nigdy nie dokończysz swojej myśli. Musimy nauczyć się, jak w sposób uprzejmy i dokładny przedstawiać argumenty krok po kroku, od przesłanek do konkluzji. Następnie musimy nauczyć się, jak je właściwie oceniać – jak odróżniać dobre argumenty od złych. Dużą częścią oceny jest wskazywanie złych argumentów, ale musimy również przyznać, że przeciwnicy mają dobre argumenty i stosować te same krytyczne standardy wobec siebie. (Dlaczego wierzę w moje przesłanki? Czy mój argument jest ważny lub mocny? Czy mój argument nie stawia pytania? Jaki jest najsilniejszy zarzut wobec mojego poglądu?) A kiedy ktoś inny mówi ci, jak słabe były twoje argumenty, nie pomoże ci się bronić. Pokora wymaga od ciebie uznania słabości twoich własnych argumentów, a czasem także zaakceptowania racji strony przeciwnej. Nadal możesz trzymać się swoich przekonań, ale dowiesz się wiele o problemach, o swoich przeciwnikach i o sobie.

Nie będzie to łatwe, ale możesz zacząć, nawet jeśli inni pozostaną oporni. Następnym razem, gdy przedstawisz swoje stanowisko, sformułuj argument na rzecz tego, co twierdzisz i szczerze zapytaj siebie, czy twój argument jest dobry. Następnym razem, gdy będziesz rozmawiał z kimś, kto zajmuje stanowisko, poproś go o uzasadnienie swojego poglądu. Przedstaw jego argumenty w sposób pełny i życzliwy. Oceń bezstronnie jego siłę. Zgłaszaj zastrzeżenia i uważnie słuchaj odpowiedzi. Ta metoda wymaga wysiłku, ale praktyka sprawi, że staniesz się w niej lepszy.

Te narzędzia mogą pomóc ci wygrać każdy spór – nie w niemiłosiernym sensie pokonania przeciwnika, ale w lepszym sensie – poznania kwestii, które dzielą ludzi, dowiedzenia się, dlaczego się z nami nie zgadzają, i nauczenia się z nimi rozmawiać i współpracować. Jeśli dostosujemy nasz sposób postrzegania argumentów – z walki słownej lub gry w tenisa do uzasadnionej wymiany, dzięki której wszyscy zyskujemy wzajemny szacunek i zrozumienie – zmienimy naturę tego, co znaczy „wygrać” argument.

Kontakt z nami: [email protected].

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *